Co zobaczyć w Wietnamie? Południe – 2020

Co zobaczyć w Wietnamie? Trudno w skrócie odpowiedzieć na to pytanie. Trudno to nawet zrobić w jednym wpisie! Dlatego też podzielimy go na dwa – tutaj opowiemy o południowej części Wietnamu, czyli pierwszym miesiącu naszej wyprawy. Przeczytacie tutaj o: Ho Chi Minh, Delcie Mekongu(Chau Doc, Ha Tien, Can Tho), Phu Quoc, Ba Ria, La Gi, Phan Tiet, Mui Ne, Phan Rang, Cam Ranh, Dalat, Nha Trang, Tuy Hua, Qui Nhon i Hoi An.

Początkiem 2020 roku, tuż przed, a w zasadzie również w trakcie wybuchu pandemii koronawirusa przez 2 miesiące podróżowaliśmy przez Wietnam skuterem. Kupiliśmy go po przylocie w Ho Chi Minh, zaś sprzedaliśmy przed wylotem, na końcu podróży – w Hanoi. To zdecydowanie najlepsza forma zwiedzania tego kraju, w którym skutery rządzą (dlatego zdecydowanie łatwiej jechać, niż iść! 🙂 ). Z resztą motor to tutaj nie tylko środek lokomocji! To przyjaciel rodziny, sypialnia, jadalnia, narzędzie do zarobkowania, randkowania i przewozu takich rzeczy, że można by książki pisać :).

Wietnam – mapa trasy

Załączamy mapkę z zaznaczonymi miejscami, które odwiedziliśmy. Nie chcemy się tu zbytnio rozpisywać, bo wtedy nigdy ten wpis nie ujrzy światła dziennego 😉 . Na wiele wzmianek i zdjęć braknie miejsca, ale musicie nam uwierzyć – selekcja materiału – a samym aparatem wykonaliśmy 11000 fotografii to niesamowicie trudna sprawa. Jeśli macie jakiekolwiek pytania to śmiało piszcie do nas maila (jacekanna@gmail.com), znajdźcie nas na FB/IG @magiaobrazu / @magiawpodrozy lub wyślijcie wiadomość przez formularz w zakładce kontakt. Również jeśli któreś zdjęcie lub zdjęcia szczególnie przypadły Wam do gustu i chcielibyście mieć je u siebie jako element wystroju albo wykorzystać w projektach – zapraszamy do kontaktu.

Lądowanie w Ho Chi Minh, sky bar

21.01.2020r. wylądowaliśmy w Ho Chi Minh. Od lat jesteśmy zakochani w Azji i Wietnam zdecydowanie również był naszą miłością od pierwszego wejrzenia. Klimat, otwartość ludzi, aromaty… na krajobrazy jeszcze musieliśmy poczekać, ale nawet zatłoczony Sajgon zrobił na nas wspaniałe wrażenie. Ruch uliczny jest tu wręcz legendarny, więc początkowo mieliśmy obawy przed jazdą w mieście skuterem. Na szczęście nasz kierowca Jacek bezpiecznie dowiózł nas aż do Hanoi :). Na początku zapraszamy Was na kilka kadrów z Sajgonu. Oprócz widoków wrzucamy kilka zdjęć z targów oraz lokalnych przysmaków: naleśnik banh xeo oraz wegetariańska sałatka z liścia bananowca. Na końcu zobaczycie wieczorne zdjęcia z liczącego 68 pięter Bitexco Financial Tower – to jeden z najwyższych(do 2018r. najwyższy) budynków Ho Chi Minh. Zdecydowanie polecamy to miejsce na zachód słońca! Jest tam taras widokowy, ale zdecydowanie przyjemniejszą opcją jest podziwianie widoków ze sky baru.

Wycieczka Deltą Mekongu – Chau Doc, Ha Tien

Z Sajgonu jeszcze przed wschodem słońca wyruszyliśmy w stronę Delty Mekongu. Chcieliśmy dojechać na prom na wyspę Phu Quoc. Do Ha Tien z którego płynie prom mieliśmy do przejechania ok 300km, dlatego trasę postanowiliśmy podzielić na 2 odcinki. Na pierwszy nocleg zatrzymaliśmy się w uroczym Chau Doc, akurat w dniu świętowania Chińskiego Nowego Roku. Ulice były pełne muzyków i tancerzy, którzy aż do północy dbali o odpowiednią celebrację tego święta. Nas przemili Wietnamczycy z uśmiechem zapraszali do wspólnego świętowania – odwiedziliśmy aż 3 imprezy :). Nie do końca wiemy co jedliśmy, ale było pysznie! 🙂

Większość turystów wybiera się w te strony, aby zrobić spływ Deltą Mekongu, który zapewne zapewnia wiele pięknych wrażeń. Jeśli jednak poruszacie się motorem – warto zatrzymać się w miasteczku Chau Doc. Zamieszkuje je duża populacja Czamów, znajduje się tu przyjemna promenada pełna sprzedawców street foodu. Zjecie tu popularną zupę z nudlami (w końcu jesteśmy w Wietnamie – kraju zup!). Chau Doc to też dobre miasteczko, w którym można zaznać autentycznej lokalności. Niestety z tą lokalnością wiąże się też spora ilość śmieci. O nich jeszcze nieco opowiemy, podobnie jak o pysznym jedzeniu (na zdjęciu wegetariański zestaw com dia chay).

Drugiego dnia zatrzymaliśmy się przy wyrastającej z pól ryżowych świętej górze pielgrzymów Nui Sam. Rozpościera się z niej piękny widok na Kambodzę. Następnie odwiedziliśmy przepiękną świątynię Chua Khmer Xuan Phu w Tinh Bien, do której trafiliśmy zupełnie przypadkiem i byliśmy zachwyceni jej architekturą i spokojną atmosferą.

Na końcu tej drogi – otoczone pagórkami z piaskowca Ha Tien. Miasto z kolonialną zabudową, promenadą przy morzu, słynące z budek z owocami morza oraz porannego targu rybnego. Zatrzymaliśmy się tam na noc, ale odnieśliśmy wrażenie bycia nieproszonymi gośćmi, mieliśmy nawet problem z zamówieniem jedzenia w lokalnej knajpce. Może gdybyśmy wybrali taką dla turystów, byłoby inaczej. Do 2:00 w nocy towarzyszyły nam dźwięki karaoke. Zresztą słychać je nawet na totalnych pustkowiach gdy przemierza się Deltę Mekongu. Wietnamczycy uwielbiają śpiewać!

Phu Quoc – kawałek wietnamskiego raju

Z Phu Quoc bliżej jest do Kambodży niż do Wietnamu – zaledwie kilka kilometrów od wyspy Koh Seh. Niestety nie ma między nimi połączenia. Sporą część Phu Quoc zajmuje dżungla, która na szczęście w większości jest chroniona przez Park Narodowy. Niestety deweloperzy dostrzegli już potencjał wyspy do przyjęcia masowej turystyki (zatem im szybciej się tam wybierzecie – tym lepiej!).

Głównym miastem Phu Quoc jest Duong Dong, na jego południu znajduje się zatłoczona Long Beach, jako baza wypadowa to dobre miejsce. My zatrzymaliśmy się na kilka dni właśnie tam oraz przy plaży Ong Lang, która jest mniej turystyczna i zdecydowanie ładniejsza.

Skuterem wjechaliśmy chyba w każdy zakątek wyspy :). Były małe wioski, jeszcze totalnie dzikie plaże, ale też wielkie tereny już niedostępne – zajęte przez Vinpearl(największy komplekt kurortowy).

Najpiękniejsze plaże na Phu Quoc

Zdecydowanie warto wspomnieć o Ong Lang – spokojnej plaży z głazami. Ogólnie jest tu dużo domków, sklepików i restauracji, ale mimo to panuje kameralny klimat. Początkowo właśnie tam spaliśmy, jednak zapomnieliśmy zarezerwować nasz domek na dodatkowe noce i musieliśmy się przenieść :).

Sao beach to jedna z najpiękniejszych i zarazem bardzo popularna plaża z restauracjami i huśtawką w wodzie. Ależ to frajda tak się bujać i hop w fale 🙂 ).

Rach Vem, starfish beach – piękna plaża z masą restauracji na palach – zdecydowanie warto ją odwiedzić będąc na Phu Quoc. Plaża słynie też z rozgwiazd, które można spotkać przy brzegu. Niestety tutaj byliśmy świadkami bardzo nieodpowiedzialnego zachowania ludzi – dotykania ich, wyjmowania z wody, po to by zrobić sobie selfie, dzieci bawiły się nimi na piasku….. Ehhh bardzo jest dla nas ważne by podróżować świadomie! Rozgwiazdy to żywe organizmy i kontakt z człowiekiem (nie wspominając o schnięciu na palącym słońcu) po prostu im szkodzi.

Przy Cua Can beach znajdują się wioski rybackie, warto tam zajrzeć, jeśli jesteście w okolicy.

Rach Tram to lokalna wioska, widoki podobne do Rach Vem, ale bez restauracji, czyli mamy trochę pustego raju dla siebie.

W Ham Ninh village możecie zatrzymać się na pyszny obiad w hamaku.

Plaż jest zdecydowanie więcej (Bai Khem, Vung Bay…), ale opisaliśmy te według nas najbardziej warte odwiedzenia.

Maleńka wyspa Hon Mot

200 metrów od Phu Quoc znajduje się malutka wyspa Hon Mot, na którą można przejść drewnianym mostkiem. Przepiękna, dzika, porośnięta dżunglą… wspaniałe miejsce. Znajdziecie tam knajpkę przy ogromnym drzewie z domkiem w jego koronie. Wspięliśmy się prawie do końca, jednak zabrakło nam odwagi by po gałęzi dostać się do domku :). Z wysepki możecie też podziwiać wybrzeże Kambodży oraz przepiękne zachody słońca.

Night market, morning market i jedzenie na Phu Quoc

Phu Quoc to nie tylko przepiękne krajobrazy, ale też autentyczne poranne i nocne markety oraz przepyszna lokalna kuchnia. Na fotografiach typowe posiłki – ryba w pieprzowym sosie, gotowane muszle, naleśniczki z ryżowego makaronu z dodatkami, tofu w sosie pomidorowym oraz specjalność regionu hot pot, który był Jacka tortem urodzinowym :). Skoro jesteśmy przy jedzeniu to zwróćcie uwagę na wielkie beczki na jednym ze zdjęć – to właśnie w nich dojrzewa słynny wietnamski sos rybny. Doznania zapachowe w takim miejscu – niezapomniane! 🙂 Uwaga: poniżej znajdziecie zdjęcie lokalnego sklepu mięsnego, dla osób o słabych nerwach: lepiej szybciej przerscrollujcie.

Coconut Prison

Krajobrazy, ludzie, jedzenie… oprócz powyższych wyspa Phu Quoc skrywa jeszcze bardzo smutną pamiątkę z czasów „wojny wietnamskiej” (przez Wietnamczyków zwanej amerykańską). Mowa o największym więzieniu w Azji Południowo-Wschodniej: Coconut Prison, najokrutniejszym z czasów tej wojny. Funkcjonowało ono do 1973r., amerykanie zesłali tu dziesiątki tysięcy jeńców, wrogów politycznych. Więzienie słynęło z niewyobrażalnie okrutnych tortur – na miejscu możecie je sobie wyobrazić – ilustrowane są przez realistyczne modele ludzi. Kilku więźniom udało się zrealizować ucieczkę z tego miejsca wykopując bardzo długi tunel. Więzienie to jest bardzo ważnym dla Wietnamczyków symbolem ducha wolności i niezależności.

Powrót do Sajgonu deltą Mekongu – pływający targ w Can Tho

Wracając z Phu Quoc płynęliśmy z portu Bai Vong do Rach Gia. Jadąc deltą Mekongu podobnie jak ostatnio słuchaliśmy radosnego karaoke dobiegającego z wietnamskich domostw. Wiele razy zatrzymaliśmy się w słynnych „cafe vong” czyli kawiarni z hamakami, gdzie kierowcy odpoczywają w trasie. Można się tam napić przepysznej wietnamskiej kawy oraz uciąć sobie drzemkę w hamaku. Cafe Vong to zdecydowanie jeden z wielu powodów, dla których warto wybrać się do Wietnamu :). Z Rach Gia pojechaliśmy do Can Tho – największego miasta w delcie. Słynie ono z pływającego marketu Cai Rai, który odwiedziliśmy kolejnego dnia o świcie. Naszym sternikiem był przesympatyczny mężczyzna, z którym rozmawialiśmy przez cały rejs… Tyle tylko, że on po wietnamsku, a my po polsku :). Zauważcie, że łódki mają na masztach zawieszony owoc, czy warzywo, którego sprzedażą się zajmują. Po rejsie zjedliśmy przepyszne lokalne zupy, w wersji klasycznej i wegetariańskiej, ugotowane w małej knajpce żony sternika.

Jedzenie w Wietnamie, raj dla wegetarian

To dobry moment by wspomnieć, że wegetarianie i weganie zdecydowanie powinni wybrać Wietnam jako swój wymarzony kulinarny kierunek. To co Wietnamczycy potrafią wyczarować z warzyw to bajka. I wcale nie mamy na myśli drogich punktów, a najzwyklejsze jadłodajnie! Istnieje tutaj coś takiego jak „com dia” – to zwykle małe knajpki, w których serwuje się talerz ryżu z różnymi dodatkami. Czasem jest tylko jedna opcja do wyboru, a czasem cały szereg dań, z których możemy wybrać co tylko nam się wymarzy. Oczywiście w większości punkty te karmią „wszystkożerców”. Wegetarianie koniecznie powinni znaleźć punkt z dopiskiem „chay” – com dia chay.

W żadnym kraju na świecie nie widzieliśmy takich wege cudów(nawet w Indiach). Nieraz próbowaliśmy dopytać co dokładnie jemy, a najlepiej jak to zrobić w domu, ale z komunikacją po angielsku bywa w tym kraju ciężko :). Trzeba tu zaznaczyć, że za obiad w com dia płaciliśmy zwykle 3-6zł. Rekordem był talerz za 1,80zł z zupą w komplecie i oczywiście nielimitowaną ilością zielonej herbaty. W Wietnamie, w lokalnych miejscach herbata jest gratis nawet do kawy!). Poniżej zdjęcia z knajpki typu com dia chay.

Wietnamski Ocean Road

Tutaj miała zacząć się wspaniała nadmorska przygoda na skuterze – trasa „Ocean Road” z Sajgonu do Mui Ne – na podstawie trasy Toma z Vietnam Coracle (serdecznie polecamy tę stronę, jeśli wybieracie się do Wietnamu na motorze!). Cała trasa ma 270km, a zdecydowana jej większość prowadzi wzdłuż wybrzeża. Początkiem lutego mieliśmy przepiękną pogodę – niebieskie niebo i prażące słońce towarzyszyły nam praktycznie cały czas. Na skuterze na szczęście ma się naturalną klimatyzację. Nie zwracajcie proszę uwagi na obuwie na pierwszym zdjęciu! Jacka klapki z kaczuszkami towarzyszyły nam dobrych kilka lat podczas bliskich i dalekich wypraw, więc musiały pojawić się na fotografii. Na motor zdecydowanie lepiej mieć pełne buty :). Podczas naszej oceanicznej trasy zatrzymaliśmy się w :

  • zielonym Ba Ria, w którym spaliśmy w homestay-u z chatkami na drzewie i jedliśmy przygotowane dla nas przez rodzinę lokalne przysmaki(jak np gotowany na ognisku w bambusie ryż – na zdjęciu). W Ba Ria znajduje się też popularny targ rybny,
  • Ke Ga, popularnym głównie ze względu na wysepkę z latarnią morską. Na fotografii zwróćcie uwagę na, niestety charakterystyczną dla Wietnamu, plażę pełną śmieci. Z ofert wycieczki nie skorzystaliśmy, więc nie wypowiemy się, czy warto,
  • La Gi, gdzie zupełnie przypadkiem trafiliśmy na piękne białe wydmy. Wszyscy jadą do Mui Ne aby obejrzeć właśnie białe wydmy. Różnica jednak taka, że tam jest tłum turystów (oraz czyhająca na zagranicznych motocyklistów policja!), a tu byliśmy całkiem sami,
  • Phan Tiet – portowe miasteczko, słynące z sosu rybnego (jak i cały kraj), z targowiskiem, na którym rano można spotkać rybaków dowożących towar.

Koniecznie zwróćcie uwagę na ciągnięty przez woła powóz z panem śpiącym w hamaczku – idealnie ilustruje to wietnamski chill-out :). Czy widzicie te charakterystyczne okrągłe łódki? To typowe dla Wietnamu „coracle”, które spotkacie absolutnie wszędzie. W zielonym gaju natomiast rosną sobie przepyszne dragonfruity (smocze owoce).

Mui Ne – mekka turystów

Ze względu na lokalizację jest to popularny kurort dla mieszkańców Sajgonu oraz turystów lądujących tam podczas swoich wakacji. Sama plaża nieszczególnie nas zachwyciła, raz ją zobaczyliśmy o zachodzie słońca i to nam wystarczyło…. Czas spędzaliśmy więc po sąsiedzku – przy lokalnej knajpce, która miała dla siebie kawałek pustej plaży. Oprócz wietnamskich rodzin nie było tam nikogo. Bawiliśmy się z dzieciakami, przesiadywaliśmy pod palmą, popijając napoje chłodzące 🙂 i zagryzając pysznymi miejscowymi daniami(dla lokalnych dań warto wybrać się na „koniec Mui Ne„, do lokalnej części, gdzie w rybackiej wiosce można zjeść pyszności!). Na dodatek znaleźliśmy świetny hotel z basenem za 50zł za noc (w lutym 2023r. jest nadal dostępny w tej cenie!).

Miejscowość Mui Ne jest mocno nastawiona na turystów z Rosji, dzięki czemu zaplecze turystyczne jest świetnie rozwinięte. Bez problemu wypożyczycie tam skuter, kupicie pamiątki, zjecie w mniej lub bardziej fancy knajpkach… a wegetarianie będą niesamowicie szczęśliwi, bo w wiosce są (a przynajmniej były) 2 naprawdę dobre i niedrogie wege restauracje.

Białe i czerwone wydmy w Mui Ne

Właśnie dla tych atrakcji zdecydowana większość turystów odwiedza miejscowość Mui Ne. Białe wydmy pominęliśmy – tak jak mogliście przeczytać wcześniej, trafiliśmy na podobne, ale całkowicie puste. Dodatkowo trasa z Mui Ne do białych wydm jest obstawiona przez policjantów nastawionych na wlepianie mandatów turystom. Podobno nie da się ich ominąć jadąc na wydmy, dlatego my je odpuściliśmy wybierając inną trasę dalszej wycieczki.

Odwiedziliśmy za to czerwone wydmy – i to dwa razy! O zachodzie słońca – wówczas zbiera się tam sporo ludzi. Niestety w Wietnamie tam, gdzie dużo ludzi, tam i dużo śmieci. Na wydmach można zjeżdżać na kartonach czy innych prowizorycznych „sankach”. Po zabawie „sanki” zostają tam, gdzie przestały być potrzebne, czyli na wydmach. Dlaczego na tych zdjęciach nie ma śmieci? Ze względu na to, że część zdjęć wystawiamy na sprzedaż, po prostu je wyretuszowaliśmy. Kolejnym razem wybraliśmy się na czerwone wydmy w środku dnia i wtedy mieliśmy je praktycznie dla siebie. Zobaczcie tylko jak różne wrażenie robią oglądane w różnych porach dnia!

Czerwony wąwóz – Fairy Stream / Suoi Tien – Mui Ne

Absolutny hit okolicy – niesamowicie klimatyczne miejsce! Strumień wróżek płynie czerwonym wąwozem wzdłuż wysokich wapiennych skał po jednej stronie i dżunglą po drugiej. Nurt rzeczki jest bardzo łagodny i nie jest ona głęboka – wspaniale spaceruje się boso czując miękkie błotko pod stopami. Przy okazji można się też troszkę schłodzić. Na końcu strumienia czeka wodospad, który akurat w lutym nie był szczególnie imponujący, jednak to właśnie spacer strumieniem jest tu największą atrakcją. Warto wspomnieć, że aby ominąć tłumy, trzeba przyjechać tu wcześnie rano(ale ta zasada dotyczy większości popularnych lokalizacji).

Phan Rang – lokalne miasteczko i niesamowita świątynia Czamów

Lokalne miasteczko Phan Rang, które mimo, że znajduje się w środku „trójkąta turystycznego” Dalat, Nha Trang i Mui Ne, nie zostało jeszcze dotknięte przez masową turystykę. Postanowiliśmy zatrzymać się tutaj, aby zwiedzić pochodzącą z przełomu XIII/XIV wieku świątynię Po Klong Garai. Uważana jest za najpiękniejszą i najbardziej okazałą na wybrzeżu centralnego Wietnamu. Znajduje się ona na wzgórzu Trau i jest kompleksem 3 wież: Po Klong Garai(wieża główna, znajduje się w niej posąg króla Po Klong Garai), Lua(Wieża Ognia, wieża wejściowa używana do przejmowania ofiar za tradycyjne obrzędy) i Cong(Wieża Bramy poświęcona bogowi płomieni). Oprócz świątyni w tej mini galerii zobaczycie kilka kadrów z trasy (zwróćcie uwagę na karuzelę dla dzieci), lokalnego targu oraz knajpki com dia – tym razem w wersji z żabą i kalmarami.

Co zobaczyć w Wietnamie ? – solniska

W okolicy Phan Rang zobaczycie bardzo charakterystyczne dla Wietnamu ogromne solniska. Teren nie był ogrodzony, nie widzieliśmy też żadnych znaków zakazu wstępu, więc pozwoliliśmy sobie zwiedzić tą ogromną „fabrykę”. Niby zwykła wytwórnia soli, ale trzeba przyznać, że krajobrazy z górami w tle są tam przepiękne.

Cam Ranh – najtańszy nocleg w Wietnamie i świątynia z muszli

Cam Ranh to lokalne miasteczko, w którym za całkiem luksusowy pokój płaciliśmy niecałe 18zł. Achhh, te wietnamskie ceny, czy wspominaliśmy, że średnia cena naszych noclegów dla dwóch osób wyniosła 37zł za noc? 🙂 Widoki w drodze do miasta były przepiękne, jednak zapewne uda Wam się w pięknym zdjęciu morza ze złotą plażą dostrzec niemałą ilość świeci.

W mieście znajdziemy bardzo charakterystyczną pagodę Tu Van. Jest ona wykonana z korala i pokryta muszlami. Niesamowity efekt. W świątynnym ogrodzie znajduje się podobno bardzo ciekawa ścieżka do piekła – ukazująca 18 jego poziomów, my jednak nie wybraliśmy się tam ze względu na brak czasu. Może następnym razem? 🙂 W galerii jeszcze trochę typowej lokalności – kultowa bagietka banh mi. Zwykle wypełniona mięsnymi dodatkami, ale zwykle nie ma problemu, aby dostać wersję wegetariańską („chay”). Kiedy menu nie przewiduje opcji wypasionych, można liczyć na jajko, ogórka i kolendrę… w najgorszym wypadku po prostu bułkę z kolendrą (i tak pychotka). Warto też tu wspomnieć, że podróżując motorem nie musicie martwić się co zrobić w wypadku ewentualnej awarii pojazdu. Mechaników znajdziecie na każdym kroku, my z ich usług korzystaliśmy wielokrotnie :).

„Wietnamskie Malediwy” – Cam Lap

Zatoka Cam Ranh jest naturalnym portrem otoczonym wzgórzami – cypel Cam Lap to nadal dziewicze, niezabudowane miejsce. Pokryty jest plantacjami owoców oraz wielkimi głazami ciągnącymi się aż do pięknych piaszczystych plaż. Na wschodniej stronie cypla znajduje się kilka łagodnych zatok z przepięknym kolorem wody i białym piaskiem. Właśnie dlatego Cam Lap jest nazywanymi Wietnamskimi Malediwami. Jeśli przyjedzie się w dzień powszedni to plaże można mieć właściwie tylko dla siebie. Są tu nawet opcje zakwaterowania, ale ze względu na ich cenę wybraliśmy nocleg w miasteczku.

Zachodnia część cypla jest bardziej lokalna. Znajdują się tam rybackie wioski oraz kilka restauracji, w których można dobrze zjeść specjalności z ostatniego połowu. Tutaj niestety trzeba też przygotować się na przykry widok – Malediwy Malediwami, jednak w okolicach rybackich zatok gromadzą się śmieci i wygląda to bardzo przygnębiająco. W Wietnamie na każdym kroku pali się śmieci – przemierzając trasę, czy to w wiosce, czy w mieście, czy na przelotowej drodze, co kawałek można zauważyć małe ognisko ze śmieci. Tutaj ognisk nie widzieliśmy, jednak to co było w wodzie na długo zostanie w naszej pamięci.

Dalat – najbardziej romantyczne miasto Wietnamu

Początkowo nie planowaliśmy zbaczać z trasy wzdłuż oceanu. A jednak jakiś impuls o poranku sprawił, że spontanicznie obraliśmy kurs do Dalat. Chcieliśmy zobaczyć trochę górskich widoków i plantacji owoców(zwłaszcza truskawek!). Akurat plantacje musieliśmy sobie wyobrazić, bo większość schowana była w szklarniach, ale mimo tego całą trasę naprawdę pięknie wspominamy.

Dalat to urocze miasteczko położone 1500m. n.p.m., założone przez Francuzów jako chłodniejszy kurort. Znajdziecie tam pozostałości francuskiej kolonialnej architektury. Jest to też zagłębie ślubne, z Doliną Miłości i Jeziorem Westchnień. Faktycznie ilość młodych par na ulicach potwierdza jego popularność wśród zakochanych. Oprócz spacerów po mieście, w okolicy warto zobaczyć wodospady Datanla i Prenn. Są to popularne miejsca i jest tam bardzo dużo turystów. Jeśli jednak wyruszy się wcześnie rano to można mieć trochę prywatności :). W okolicznych górach mieszkają grupy etniczne Lat i Koho. Można wybrać się do Lat village, zwanej też Chicken village, gdzie teoretycznie największą atrakcją jest ogromny pomnik kurczaka. Cóż, dla samego kurczaka jechać tam nie warto, my mieliśmy jednak szczęście aby spotkać kilku lokalnych mieszkańców, m.in. przepiękną babcię przed lokalnym sklepikiem, która zgodziła się na zrobienie portretu. Udało się również nabyć torebkę z charakterystycznymi zdobieniami utkanymi przez lokalne kobiety.

W Dalat mo zna zjeść sporo lokalnych przysmaków. Przede wszystkim wspomniane wcześniej truskawki :). Gary ulicznych sprzedaców wypełnione są różnymi rodzajami ślimaków. Generalnie Wietnam jest krajem ślimakami płynącym :). Można również skosztować słynnej „Dalat pizzy” – grillowanego papieru ryżowego, z jajkiem i szczypiorkiem na wierzchu. O poranku warto zjeść Banh mi Chao – mięsne danie smażone na ogniu i serwowane na gorącym półmisku.

Nha Trang – plażowy kurort z piękną świątynią

Z Dalat do Nha Trang towarzyszyły nam piękne górskie widoki. Zarówno przy niebieskim niebie, jak i w gęstej mgle zapierały dech w piersiach! Miasto Nha Trang słynie głównie z plaży – 6 kilometrowy pas białego piasku otoczonego palmami rozciąga się wzdłuż centrum miasta. Co ciekawe, plaża zamknięta jest w nocy (tzn. widnieje tam zakaz wstępu 🙂 ), ale już o wschodzie słońca wypełnia się aktywnymi Wietnamczykami ćwiczącymi np. Tai Chi, albo jogę.

Generalnie miasto jest dosyć drogie, wypełnione modnymi restauracjami typowo pod turystów, ale kierując się w lokalne miejsce można znaleźć zarówno tańszy, jak i bardziej autentyczny posiłek. To tutaj Jacek znalazł krzesełkową knajpkę przy drodze, gdzie Pani sprzedawała sztandarową wietnamską zupę pho za 5zł. Tuż po plaży, najbardziej popularnym miejscem w Nha Trang są stojące na granitowym pagórku nad rzeką Cai, świątynne wieże Po Ngar Cham. Zbudowane zostały między VII a XII wiekiem(podobno już w II wieku n.e. stała tu drewniana konstrukcja służąca do celów religijnych ). Wieże nadal stanowią czynne miejsce kultu dla Chamów – chińskich i wietnamskich. Z początkowych siedmiu lub ośmiu wież, do dnia dzisiejszego ostały się tylko 4, a najwspanialszą z nich jest 28 metrowa Wieża Północna (Tham Chinh). Na kamiennych płytach znajdujących się w kompleksie wyryto zapiski dotyczące historii, religii oraz życia duchowego i społecznego cywilizacji Czamów.

Najpiękniejsza plaża w Wietnamie

Wyjeżdżając z Nha Trang zupełnie przypadkiem trafiliśmy do Ninh Hoa uważanego za jedno z najpiękniejszych miejsc na południowo-środkowym wybrzeżu Wietnamu. Szukaliśmy ustronnej plaży i Google maps przyszło nam z pomocą. Wylądowaliśmy na piaskach Doc Let, ktore były tylko dla nas. Plaża ma prawie 10km długości, a biały piach i kokosowe palmy sprawiają, że jest tam naprawdę rajsko.

Tuy Hoa – lokalne miasteczko dla wielbicieli muszli

Tuy Hoa to nieduże lokalne miasteczko słynące z cukrowni, warzelni soli i rybackiego portu. Kiedy zwiedzaliśmy je na skuterze naszą uwagę przykuły rozstawione co kawałek knajpki z grillami, na których goście sami gotują. Oczywiście od razu wiedzieliśmy, co będziemy jeść na obiad :). A po obiedzie – czas na deser – eksplorując okolicę wieczorną porą trafiliśmy na przydomową knajpkę serwującą muszle na różne sposoby. Nikt nie mówił ani słowa po angielsku, więc na migi dogadaliśmy się co chcemy. Grillowane ostrygi, ślimaki i bulion z muszelkami…. Jak dobrze pamiętamy kosztowały łącznie jakieś 10zł. Wietnam jest rajem dla fanów owoców morza, a szczególnie wszelkiego rodzaju mięczaków. Jeśli nie jecie owoców morza – nie martwcie się. Stylowe kawiarnie z przepysznymi kawami i herbatami serwowanymi na wiele różnych sposobów to również wietnamskie punkty charakterystyczne!

Qui Nhon, formacje skalne Ganh Da Dia

Quy Nhon to nadmorskie miasto, podobno hidden gem Wietnamu. Ma piękne plaże i nie spotkacie tam wielu turystów. Dla nas niestety był to początek gorszej pogody. Było zimno i deszczowo. Mieliśmy piękny nocleg na dachu budynku w centrum miasta, ale ciężko było docenić jego urok. Huk wiatru i deszczu przyprawiał czasem o dreszcze. Na pocieszenie zajadaliśmy się pysznym kremowym deserem z awokado – kem bo – koniecznie zanotujcie tę nazwę!

W okolicy miasta znajdują się bardzo ciekawe formacje skalne – The sea cliff of stone plates, czy też po wietnamsku Ganh Da Dia. Z daleka wyglądają jak ogromny ul! Teren ma ok 50 metrów szerokości i 200 metrów długości – składa się z kamiennych filarów o kształcie graniastosłupa. Powstały w wyniku erupcji wulkanicznych – płynący bazalt stwardniał przybierając tak ciekawą formę.

Tutaj następuje dla nas podział na bardziej i mniej przyjemny Wietnam :). Cała podróż była dla nas cudowna, jednak tu zaczęło się robić czasami nieco smutniej. Przede wszystkim pogoda – zdecydowanie się pogorszyła, covid zaczął rozprzestrzeniać się w Europie, przez co Wietnamczycy niezbyt przychylnym okiem patrzeli na turystów z naszych stron. Prawdopodobnie jednak to nie tylko covid, kilka osób z którymi rozmawialiśmy potwierdziło, że im bardziej na północ, tym bardziej turysta o jasnej karnacji kojarzy się z Amerykaninem z czasów wojny. Spotykały nas sytuacje, gdzie jadąc skuterem w deszczu nie mieliśmy się gdzie zatrzymać na herbatę. Nigdzie nie chcieli nas przyjąć. Ale to również tutaj, w trasie do Hoi An, przemili panowie zaprosili nas do swojej kawiarni, ugościli, nakarmili, a nawet zaoferowali nocleg :).

Nie kończcie jednak tutaj czytać! W tym wpisie opowiemy jeszcze o niezwykle barwnym Hoi An, a w następnym zaprosimy Was do północnej części kraju, która również aż się prosi by ją odwiedzić 🙂 Bo pomimo kilku(nastu? 🙂 ) niesympatycznych sytuacji, te przeurocze, i wzruszająco dobre dominowały!

Hoi An – najbarwniejsze miasto Wietnamu

Kolory! Ile tu jest kolorów! Hoi An to małe, urokliwe miasteczko, w 1999 roku wpisane na listę UNESCO. Znajdziecie tu wpływy chińskiej i japońskiej architektury – np. słynny kryty Most Japoński z XVIIw., który zobaczycie na pierwszym zdjęciu. Całe stare miasto jest tu atrakcją turystyczną (do której wstęp trzeba opłacić, ale nie są to duże kwoty), pełne warsztatów rzemieślników i artystów. Bardzo charakterystyczne są tutaj kolorowe domy, piękne murale i lampiony. Hoi An przenosi nas w klimat minionej epoki. Wiele osób przyjeżdża tu, aby zrobić zakupy na targu głównym(podobno najlepszym w Wietnamie), nabyć szyte na miarę sukienki czy garnitury oraz zjeść popularne pierożki white rose z krewetkami i napić się wietnamskiej kawy z jajkiem.

Co zobaczyć w okolicy Hoi An?

Okolice Hoi An to przede wszystkim piękne, soczyście zielone pola ryżowe. Bardzo popularną formą zwiedzania jest rower, my już jak prawdziwi Wietnamczycy przyrośliśmy do naszego skutera :). Przy okazji musieliśmy naprawić bagażnik, bo pod ciężarem plecaków nieco ucierpiał… ale 5 minut i Pan elegancko przywrócił go do życia. Oczywiście musieliśmy porozumieć się bez słów :).

My Son – wietnamskie Angkor Wat?

Ok 40km od miasta Hoi An wśród bujnej zieleni lasu deszczowego znajdują się wpisane na listę UNESCO niesamowite świątynie My Son. Warto przytoczyć tutaj trochę historii – świątynie te są jednym z najważniejszych miejsc pamięci Chamów w całej Azji Południowo-Wschodniej. Porównywane są swoim znaczeniem do kompleksu Angkor Wat w Kambodży. Kompleks tych hinduistycznych świątyń działał między IVw a XIIIw. dla oddania czci bogowi Śiwie, był stolicą królestwa Chamów. Świątynie – wieże zbudowane zostały z cegły, wsparte kamiennymi filarami i ozdobione płaskorzeźbami z piaskowca, które przedstawiają sceny z mitologii hinduskiej. Podobno budowle są tak trwałe, ponieważ tworzono je z miękkich cegieł, wypalanych w niskich temperaturach, które umieszczane jedna na drugiej dopasowywały się do siebie, a zaprawa była niepotrzebna. Po uzyskaniu ostatecznej formy budynku, podpalano go, aby utwardzić cegły.

Kiedy Wietnamczycy przejęli władzę w tym regionie w XIw, stopniowo zmuszali Chamów do przenoszenia się na południe. Jeszcze przez kilka stuleci kompleks działał, a później został opuszczony – wówczas „opanowała” go natura.

W 1885r. francuski architekt, archeolog i historyk Henry Parmentier ze swym zespołem rozpoczął tu prace wykopaliskowe odkrywając 72 pomniki w dolinie o szerokości dwóch kilometrów.  Niestety w trakcie „wojny wietnamskiej” USA zbombardowało ten teren niszcząc sporą część kompleksu. Tuż po zakończeniu 40-letniego okresu wojen do Wietnamu przyjechał polski architekt Kazimierz „Kazik” Kwiatkowski, który ratował od zniszczenia takie zabytki, jak właśnie My Son, czy stare miasto Hoi An.

Dziś dostępnych jest ok 71 wież, sporo monumentów znajduje się też pod ziemią. Nie wiadomo czy w okolicy nie ma niewybuchów, co wpływa na utrudnia eksplorację kolejnych obszarów, podobnie jak niesprzyjające warunki klimatyczne (powodzie i wysoka wilgotność). Wietnamski rząd dostrzega jak ważne historycznie jest to miejsce oraz jak duży ma potencjał turystyczny, dlatego prace ciągle tam trwają. Kto wie, co jeszcze zostanie tam odkryte? 🙂

My na zwiedzanie kompleksu My Son wybraliśmy się wcześnie rano, dlatego nie spotkaliśmy tłumów. W spokoju mogliśmy wczuć się w niesamowity klimat tego miejsca. Jeśli będziecie w okolicy – koniecznie odwiedźcie My Son. Na koniec spaceru można popodziwiać tradycyjny taniec Chamów(pokazy odbywają się na początku ścieżki, regularnie co kilkadziesiąt minut).

Na Hoi An i wizycie w klimatycznych świątyniach kończymy pierwszą część wietnamskich wspomnień. Dla tych, którzy wytrwali do końca – pro tip podróżniczy 🙂 Jeśli planujecie skuterem przemierzać Wietnam – warto na kasku przytwierdzić kamerę. Odstrasza to policjantów przed próbą wyłudzania łapówek. U nas sprawdzilo się w 100% :).

Już wkrótce zaprosimy Was na północ tego pięknego kraju. Jeśli macie jakiekolwiek pytania, czy wrażenia po przeczytaniu części pierwszej – skontaktujcie się z nami lub napiszcie komentarz pod postem. Będzie nam bardzo miło.

W międzyczasie zapraszamy Was również na nasze pozostałe podróżnicze opowieści (w przygotowaniu jeszcze Cypr, Czechy, Meksyk, Indie, a może nawet Bieszczady? 🙂 ):

Zobacz naszą pełną galerię fotografii: www.magiaobrazu.com

Skontaktuj się z nami:

* poprzez formularz kontaktowy

* pisząc na maila: jacekanna@gmail.com

* pod numerem telefonu: 608.712.019 (Ania) / 662.019.661 (Jacek)

Dołącz do nas na facebooku: www.facebook.com/magiawpodrozy i na Instagramie https://www.instagram.com/magiawpodrozy/

Jesteśmy również na Pinterest! Magia Obrazu

Dodaj komentarz

Twój email nigdy nie jest publikowany, czy udostępniany Pola obowiązkowe są zaznaczone *

plener slubny o wschodzie slonca, plener slubny, sesja slubna , plener slubnyi slask, sesja slubna slask, fotografia slubna slask, zdjecia slubne slask, fotografia slubna katowice, zdjecia slubne katowice, romantyczna sesja slubna slask, fotografia slubna czestochowa, zdjecia slubne zawiercie, zdjecia slubne bielsko, fotograf slubny katowice, zdjecia slubne katowice, fotografia slubna bielsko, oryginalny plener slubny, oryginalna sesja slubna, sesja slubna z autem, www.magiaobrazu.com, Anna i Jacek Bieniek,Skontaktuj się z nami
przez formularz
lub
kontakt@magiaobrazu.com
608712019