Co zobaczyć na północy Wietnamu – 2020

Co zobaczyć na północy Wietnamu

Początkiem 2020 roku, tuż przed, a w zasadzie również w trakcie wybuchu pandemii koronawirusa przez 2 miesiące podróżowaliśmy przez Wietnam skuterem. Kupiliśmy go po przylocie w Ho Chi Minh, zaś sprzedaliśmy przed wylotem, na końcu podróży – w Hanoi. Skuter to zdecydowanie najlepsza forma zwiedzania tego kraju (dlatego zdecydowanie łatwiej jechać, niż iść! 🙂 ). Z resztą to tutaj nie tylko środek lokomocji! Skuter to przyjaciel rodziny, sypialnia, jadalnia, narzędzie do zarobkowania, randkowania i przewozu takich rzeczy, że można by książki pisać :).

Nasze wspomnienia z Wietnamu postanowiliśmy podzielić na dwa wpisy. Tutaj opowiemy o tym, co zobaczyć na północy Wietnamu, czyli drugim miesiącu naszej wyprawy. Przeczytacie o: Da Nang, Hue, Vinh Moc, Dong Hoi, Phong Nha, Cua Lo, Tam Coc, Haiphong, Ha Long, Quan Lan, Hanoi. Część pierwsza, południowa znajduje się tutaj. Na końcu wpisu znajdziecie mapkę wszystkich odwiedzonych przez nas miejsc.

Ziejący smok w Da Nang

Da Nang to czwarte co do wielkości miasto Wietnamu. Stanowi dobrą bazę wypadową, choć samo w sobie jest mało turystyczne. Ma to swoje plusy, jeśli chcecie zaznać lokalnego życia w wielkim mieście. Są tu fajne targi, smaczne i niedrogie knajpki (w jednej z nich – maleńkim punkciku na rogu ulicy pałaszowaliśmy zupę z finalistą wietnamskiego Master Chefa 🙂 ). Na zdjęciach zobaczycie jeden z naszych ulubionych owoców – jackfruit (czyli owoc chlebowca, jest dostępny w Polsce w puszkach 🙂 ) oraz typowe wietnamskie com dia(o którym pisaliśmy we wpisie n.t. południa Wietnamu. Plaża również jest całkiem ładna, a przede wszystkim niezatłoczona, można też na niej odpocząć w cieniu palm. Dla odwiedzających miasto dużą atrakcją jest most ze smokiem. W weekendy odbywa się na nim show – smok na zmianę zieje ogniem i pluje wodą. Warto się wybrać – radość ludzi przebiegających pod strumieniem wody na pewno i Wam się udzieli 🙂

Góry Marmurowe, jaskinia Am Phu

Około 10km na południe od Da Nang znajduje się 5 marmurowo wapiennych formacji skalnych ze świątyniami. Zwane są górami marmurowymi – niegdyś wydobywano z nich biały marmur – posągi z tego materiału słynne są w okolicy. Nadal się je wytwarza, jednak aktualnie budulec importowany jest z Chin. Najwyższa z gór marmurowych – Thuy Son (Góra Wody) mieści w sobie jaskinię Am Phu. Wewnątrz niej wśród zapachów kadzideł znajduje się wizja buddyjskiego piekła. Grzesznicy przyznają się tam do zbrodni, ponoszą kary i mają nadzieję na dotarcie do nieba(którego symbolem jest szczyt góry). Jaskinię oczywiście można zwiedzać – znajdziecie tam wiele ciekawych formacji skalnych i figur stworzonych przez lokalnych artystów. Trzeba jednak uważać na bezpieczeństwo – tunele bywają bardzo ciemne, a schody strome i niezabezpieczone. Osoby przyzwyczajone do polskich standardów mogą być w szoku :). Warto się jednak wspiąć do poziomu nieba, aby zobaczyć piękną panoramę na okolicę, w której piętrzą się pozostałe góry.

Góra Son Tra, Lady Budda

Ze wschodniego wybrzeża Da Nang możecie dojrzeć piętrzący się na tle gór ogromny biały posąg – Lady Buddę. Do 2020 roku był on najwyższym posągiem Buddy w Wietnamie (początkiem 2021r. pojawił się wyższy o 6 metrów posąg w Binh Phuoc). Lady Buddha znajduje się w pagodzie Linh Ung. Wierzy się, że pomaga w sprawach płodności, dlatego codziennie odwiedzają ją setki wierzących. Po wietnamsku nazywana jest Tuong Phat Ba Quan Am, czyli Statua Bogini Miłosierdzia. Oprócz wysokich rozmiarów wyjątkowości posągowi dodaje to, że jest on zarazem świątynią. W każdym z 17 pięter znajduje się 27 posągów Buddy, a w głowie – dwumetrowy posąg Wielkiego Buddy.

Hai Van Pass – trasa na skuter i dawna granica

Hai Van Pass to jedna z najpopularniejszych tras motocyklowych w Wietnamie. Nie ma się co dziwić – zobaczcie tylko te krajobrazy! Ciągnie się wzdłuż zielonych pagórków gór Truong Son przez ponad 20km, a jej najwyższy szczyt to 496m. n.p.m. Widoki na trasie są po prostu niesamowite, a ilość zakrętów może przyprawić o zawrót głowy :). Dla tych, którzy nie czują się na siłach by prowadzić jednoślad – podobną trasą jedzie pociąg. W XVw. Hai Van Pass był granicą między Wietnamem a Królestwem Champa, później wykorzystywany był w wojnach, również w wojnie „wietnamskiej” w latach 60-tych. Dziś opuszczony fort znajdujący się mniej więcej po środku trasy jest punktem wycieczkowym.

Na końcu trasy z Da Nang do Hue mieliśmy wielokilometrową ścieżkę wśród pięknie wykonanych tradycyjnych grobowców, które zdobią krajobraz wzdłuż środkowego wybrzeża Wietnamu. Bardzo często na trasie pojawiał się samotny grobowiec na polu ryżowym (podobno właśnie tam często chcą być pochowani członkowie rodzin), ale tutaj był to niekończący się ciąg cmentarzy.

Hue – cytadela cesarzy

Miasto Hue zostało założone w 1802r. jako stolica zjednoczonego Wietnamu. Rozpoczęto wówczas trwającą 30 lat budowę cytadeli, z której do 1945 rządy sprawowali cesarze dynastii Nguyen. Było ono ośrodkiem politycznym, kulturalnym i religijnym. W mieście i jego okolicach znajdziecie wiele cesarskich grobowców, świątyń i pałaców.

W 1993r. kompleks zabytków w Hue został wpisany na listę UNESCO. Warto wspomnieć, że przy renowacji cytadeli również (podobnie jak w Hoi An i świątyniach My Son) pracował polski architekt Kazimierz „Kazik” Kwiatkowski.

Grobowiec Khai Dinh

Jak wspomnieliśmy wcześniej, w Hue znajduje się wiele zabytkowych grobowców cesarzy. Jednak wszystkiego jednak zobaczyć się nie da :). Po przeczytaniu opinii w Internecie wybraliśmy położony wśród gór grobowiec Khai Dinh. Grobowiec został w całości zaprojektowany przez króla Khai Dinh, który za życia był postrzegany jako pomost między kulturami Wschodu i Zachodu. Umiejscowienie mauzoleum podporządkowane zostało zasadom Feng Shui. W konstrukcji grobowca można zauważyć wpływy stylów: hinduskiego, buddyjskiego, rzymskiego i gotyckiego. Wewnątrz znajduje się pozłacany posąg cesarza w skali 1:1.

Khai Dinh rozpoczął budowę grobowca dla siebie w wieku 35 lat, niestety 5 lat później zmarł. Budowę dokończył jego syn Bao Dai(trwała 11 lat, a po materiały takie jak stal, żelazo, porcelana wysyłano ludzi do Francji, Chin i Japonii).

Jest to najdłużej budowany, najdroższy, najbardziej wyrafinowany i najdziwniejszy ze wszystkich 7 królewskich grobowców w Hue. Czy najpiękniejszy? Nas absolutnie zachwycił!

W mieście Hue, przez które wije się Rzeka Perfum (Huong) możecie nie tylko pozwiedzać zabytki, ale też pysznie zjeść w klimatycznych restauracjach(poniżej na zdjęciu same wegetariańskie dobroci!) i popodglądać nieco lokalnego życia, wystarczy odejść nieco od głównych punktów.

Opuszczony park wodny w Hue

Oprócz typowych zabytków Hue skrywa jeszcze jedną perełkę – opuszczony park wodny Thuy Tien Lake. Jest to wyjątkowe miejsce, które zostało otwarte dla gości w 2004 r. Była to inwestycja warta ponad 3 mln USD a park nad jeziorem o powierzchni 49ha miał być luksusowym miejscem rozrywki. Oddano go jednak do użytku kiedy budowa nie była jeszcze skończona. Park nie cieszył się oczekiwanym rozgłosem, a fundusze na ukończenie wyczerpały się, w następstwie czego w 2006r. został zamknięty. Aktualnie kontrolę przejęła w nim natura. Wyrastające z dżungli zjeżdżalnie, opustoszały amfiteatr i metalowy smok groźnie patrzący ze środka jeziora robią niesamowite wrażenie!

Przy eksploracji parku należy zachować ostrożność. Obiekty już jakiś czas niszczeją, dodatkowo możemy się narazić na nieprzyjemności związane z pilnującym terenu ochroniarzem.

Z Hue kierowaliśmy się dalej w kierunku północnym, trzymając się jak najbliżej wybrzeża. Region ten nie jest zbyt popularny wśród turystów, dzięki czemu niezwykle piękne plaże były całkowicie puste. W porównaniu do znanych miejscowości nadmorskich takich jak dynamicznie rozwijające się Nha Trang, czy Da Nang, ten pas wybrzeża w środkowym Wietnamie pozostaje w zasadzie dziewiczy. Nie widzieliśmy kurortów turystycznych, hoteli itd., a jedyne co sugerowało obecność człowieka, to pozostałości po piknikach, których Wietnamczycy są wielkimi fanami.

Najczystsza plaża w Wietnamie

Niestety prawdą jest, że to co bardzo razi w oczy kiedy podróżuje się przez Wietnam są niezliczone ilości śmieci. Na każdym kroku. W każdym miejscu. Dlatego musimy wspomnieć o plaży Bien My Thuy, na którą trafiliśmy w trasie przypadkiem szukając miejsca na obiad. Była to absolutnie najczystsza plaża Wietnamu. Przy plaży było kilka rodzinnych restauracji, w których można było zjeść świeżo złowione ryby i owoce morza, a złote nadmorskie piaski były nieskazitelnie czyste!

Plaża jak z horroru – Cua Tung

Źródła internetowe podają, że jest to piękne miejsce ze lśniącą wodą i jedwabistym piaskiem, które warto odwiedzić. My byliśmy niejako zmuszeni znaleźć gdzieś w okolicy miejsce noclegowe, ponieważ kolejnego dnia rano chcieliśmy zobaczyć tunele Vinh Moc. Być może źle trafiliśmy z datą, ale na nas plaża Cua Tung (Vinh Linh) zrobiła upiorne wrażenie. Opuszczone hotele i restauracje (praktycznie wszystko było pozamykane!), totalnie zaśmiecona plaża, na której wylegiwały się tylko psy i do tego niezbyt optymistyczna pogoda. Sami zobaczcie! Do tego zepsuł się nam motor… po prostu nie chciał rano odpalić. Finalnie właściciel naszego hoteliku (też trochę upiornego 🙂 ) pomógł nam go uruchomić i bezpiecznie dojechaliśmy aż do tuneli, gdzie w czasie naszego zwiedzania mechanik naprawił kabelki, które były przyczyną awarii.

Tunele Vinh Moc – życie pod ziemią

Poznajecie te małe zielone kuleczki? Kiedy dotarliśmy do tuneli oprócz ratującego nam życie mechanika przywitała nas plantacja pieprzu.

60km na północ od Hue znajduje się strefa zdemilitaryzowana z tunelami Vinh Moc. Podczas wojny wietnamskiej (słusznie przez Wietnamczyków zwanej amerykańską) w roku 1966 w odpowiedzi na nieustające bombardowania mieszkańcy dystryktu Vinh Linh zaczęli budować pod ziemią tunele, do których przeniosło się ponad 90 rodzin. Prace trwały 2 lata, w tym czasie wykopano prawie 2km tuneli. Miały one 3 poziomy:

1) 12 i 15 metrów pod ziemią, gdzie mieszkali cywile,

2) 18 metrów pod ziemią pełnił funkcję Kwatery Głównej Komitetu Partii, Komitetu Ludowego i Dowództwa Wojskowego,

3) 22 metry pod ziemią służył jako magazyn logistyki, żywności i amunicji dla wyspy Con Co oraz cywili i żołnierzy w tunelu.

Na 6 lat wiejskie życie przeniosło się tutaj pod ziemię: dzieci chodziły do ​​szkoły, funkcjonował targ, szpital, a nawet teatr. Dopiero w 1972r. mieszkańcy mogli porzucić podziemne życie i zacząć odbudowywać swoje domy.

Do zwiedzania aktualnie dostępnych jest ok 300m. gliniastych i śliskich tuneli o wysokości 1,6m. Tunele zachowały się w oryginalnej formie (dodano oświetlenie elektryczne oraz manekiny ilustrujące ówczesne życie). Wizyta zdecydowanie na długo zapada w pamięci – miejsce to jest niesamowitym osiągnięciem ludzkiego trudu, inżynierii i wytrwałości.

Dong Hoi

Dong Hoi to kolejne nieturystyczne nadmorskie miasto. Mocno ucierpiało podczas amerykańskiej wojny, co można odczuć spacerując po ulicach(np. poprzez widoczne ruiny kościoła Tam Toa), ale w międzyczasie odzyskało status tętniącej życiem stolicy prowincji. W Dong Hoi można pysznie zjeść, wypić wspaniałą kawę oraz rozkoszować się praktycznie pustą szeroką plażą.

Przyrodniczy raj Phong Nha – Co zobaczyć na północy Wietnamu

Tutaj potrzebujemy kilku chwil by odetchnąć… Od wszystkich zachwytów, ochów i achów, które pojawiają się zawsze, gdy tylko wracamy myślami do Phong Nha. To zdecydowanie jedno z najpiękniejszych miejsc, jakie w życiu odwiedziliśmy!

Wpisany w 2003r. na listę UNESCO Park Narodowy Phong Nha Ke Bang leży u podnóża wapiennych klifów, które formowały się już 400 milionów lat temu. Okolica słynie głównie z jaskiń, których jest tu ponad 300, jednak dla nas jest przede wszystkim przepięknym miejscem, w którym można odpocząć od zgiełku reszty świata. Wspaniałe krajobrazy z formacjami skalnymi, bujna zieleń, pola ryżowe, rzeki… a wszystko to w bardzo lokalnym i kameralnym wydaniu sprawiło, że nasze zachwyty sięgały tam zenitu. Cały rezerwat ciągnący się aż do Laosu jest bardzo zróżnicowany geologicznie – 65km labirynt jaskiń i rzek podziemnych jest imponujący. W tropikalnym lesie żyje wiele gatunków roślin i zwierząt.

Mając na miejscu skuter (bez problemu można go wynająć w wiosce) we własnym tempie można eksplorować okolicę. Czasami zbaczając z planowanej trasy można odkryć najpiękniejsze ścieżki, a nawet przepłynąć się motorem po rzece! 🙂 Wiele osób przyjeżdża w ten region na jednodniową wycieczkę. Zdecydowanie warto wpaść na dłużej! Wioska Son Trach jest świetną bazą wypadową – jest tu masa tanich guesthousów, restauracji, sklepików i biur podróży, a jednak zachowała kameralny klimat. Trzeba jeszcze dodać, że mieszkańcy parku narodowego Phong Nha są bardzo przyjaźni i niezwykle pogodnie nastawieni do życia.

Największa i najdłuższa jaskinia na świecie

Wracając jednak do jaskiń – to właśnie w Wietnamie znajduje się największa jaskinia na świecie Son Doong licząca około 9 km długości, 150 m szerokości oraz 200 m wysokości. Odkryta została dopiero w 2009, więc kto wie, co jeszcze skrywają te tereny? Do tej akurat jaskini wycieczki odbywają się tylko pod opieką przewodników i strażników parku. Trwają ok tydzień i kosztują, a przynajmniej kosztowały 3000 dolarów… za osobę.

My wybraliśmy nieco bardziej kameralną, ale nie byle jaką, bo najdłuższą na świecie jaskinię Thien Duong – Paradise Cave – liczy aż 31km! Co ciekawe, jaskinia została odkryta dopiero w 2005 roku przez miejscowych, wówczas rozpoczęli tam badania brytyjscy badacze jaskiń, zaś zwiedzać ją można od 2010 roku. Podobno zazwyczaj spotkacie w niej tłumy turystów, a my byliśmy praktycznie sami. Wszystko dlatego, że dotarliśmy na miejsce ok 2 godziny przed zamknięciem, a do wejścia (które jest dosyć daleko od głównej bramy) niemal biegliśmy :). Do jaskini wchodzi się przez niewielki otwór, następnie schodzi się po schodach do dużej komory. Dla turystów udostępniony jest zaledwie kilometrowy odcinek z drewnianą ścieżką. Spacerując tam tylko we dwoje czuliśmy się jak w filmie, cała jaskinia jest niesamowicie oświetlona. Podziwialiśmy przepiękne stalaktyty i stalagmity i cieszyliśmy się, że w takim spokojnym wydaniu możemy docenić urok tego miejsca.

Wioska społeczności Arem

Około 30km drogi (z czego zdecydowana większość to trasa przez dżunglę) od miejscowości Son Trach, tuż przy granicy z Laosem, znajduje się wioska Arem. Wjazd do niej grodzi szlaban, przy którym stacjonuje żołnierz i podobno może odmówić wjazdu na jej teren. Nam pozwolono jednak wjechać. W wiosce znajduje się kilkadziesiąt drewnianych domków na palach, szkoła, a także jedna mała lokalna knajpka gdzie napiliśmy się kawy instant w proszku. Wioska wygląda ciekawie i inaczej w porównaniu z innymi wioskami niedaleko Phong Nha. Ludność Arem to najmniejsza grupa z mniejszości etnicznych w Wietnamie, liczy ok 230osób i tworzy gminę Tan Trach. Ta zbieracko-łowiecka społeczność, często opisywana jako „wychodząca z jaskiń” została „odkryta” pod koniec lat 50/60 XXw. Pierwotnie grupa ta zamieszkiwała inne tereny, ale równolegle z utworzeniem Parku Narodowego Aremowie zostali przesiedleni właśnie tutaj. Nadal mieszkają w Parku Narodowym, jednak oddaleni od pozostałych społeczności.

Warto tutaj wspomnieć, że społeczność Arem nie jest nastawiona na turystykę. Nie licząc pana, który bardzo entuzjastycznie ugościł nas w swojej kawiarence, spacerując po wiosce czuliśmy się czasami jak nieproszeni goście.

Wizyta w wiosce była ciekawym doświadczeniem, jednak nie zrobiła na nas aż tak wielkiego wrażenia jak sama trasa przez gęstą dżunglę, która do niej prowadziła. Dojazd do wioski to trasa przez góry, zaliczyliśmy tam najbardziej strome podjazdy i zjazdy. Na szczęście nawierzchnia drogi jest w większości bardzo dobra. Jadąc dobre 20km nie napotkaliśmy nikogo, nie licząc przesiadujących na drodze motyli (dlatego koniecznie miejcie pełny bak!). Bujna zieleń, wyrastające z lasu góry totalnie nas zachwyciły.

Pachnące cebulą Cua Lo

CUA LO podobno ma jedną z najpiękniejszych plaż w północnym regionie Wietnamu. Rozciąga się ona na 10 km i słynie z białego piasku, błękitnej wody, palm kokosowych i otaczającego lasu sosnowego. Najwyraźniej nie trafiliśmy na sezon. Plaża nie była zbyt oblegana przez relaksujących się turystów, a mimo tego była pełna śmieci. W street foodowych budkach wzdłuż plaży gromadziła się młodzież, zaś w restauracjach wzdłuż promenady nieco starsi nieliczni turyści. Co ciekawe – niemal wszystkie knajpki serwowały tutaj praktycznie to samo: ryby i owoce morza prosto z połowu, które klienci samodzielnie grillują, a do tego makaron, surówki i ogromna porcja duszonej cebulki. Przechodząc w ciągu dnia niedaleko restauracji wszedzie pachniało smażoną cebulą – restauracje przygotowywały się do wieczornego przyjęcia gości 🙂 .

Niby w północnej częsci Wietnamu mieszkańcy byli wobec nas mniej sympatyczni niż na południu, jednak jak już nawiązali z nami kontakt, to często nie chcieli wypuścić nas w dalszą drogę – zwłaszcza panowie mocno przekonywali, by zostać u nich na dłużej 🙂 . Na jednym ze zdjęć zwróćcie jeszcze uwagę na towar przewożony na skuterze. Często zabrakło refleksu, by akurat wyjąć aparat, czy chociaż telefon, ale o tym, co na skuter się zmieści można by książki pisać! 4-osobowa rodzina na jednym skuterze to widok normalny, ale wozi się też zwierzęta, piły, meble, ogromne wieńce świątynne, lustra… Tak jak pisaliśmy – skuter to tutaj styl życia :).

Tam Coc – kolejny przyrodniczy raj

Tam Coc znajduje się na liście „must see” w przewodnikach dotyczących Wietnamu. Mówi się, że to Ha Long na lądzie (o Ha Long będzie za chwilę). W Tam Coc zobaczycie przepiękne krajobrazy pełne pól ryżowych z których wyrastają wapienne skały i wijącą się pośród nimi rzeką. Najpopularniejszymi środkami lokomocji są tu rowery, na których warto objechać okoliczne pola oraz łódki, szczególnie te napędzane siłą nóg w rezerwacie Trang An, który wpisany jest na listę UNESCO.

Jako, że mieliśmy skuter, zasięg naszych wycieczek po okolicy był znacznie większy. A jednak, niesprzyjająca, niemal ciągle deszczowa pogoda zmusiła nas nieco do zmiany wcześniejszych planów. Dni spędzaliśmy głównie spacerując po okolicy i spędzając czas z rodziną, u której się zatrzymaliśmy. Raczej nie polecamy tutaj konkretnych miejsc, ale o Viet Anh Homestay musimy wspomnieć! Cała rodzina to byli absolutnie najmilsi ludzie, jakich spotkaliśmy w Wietnamie! Przyjechaliśmy tu na 2 dni, pogoda była brzydka, a mimo to zostaliśmy na 4 dni :). Piękne, tanie pokoje/domki, pyszna kuchnia, bilard (a teraz podobno jest tam basen), naprawdę cudowni właściciele i najukochańsza „Mama Vietnam”! Babcia mimo starszego wieku emanowała taką energią, że do dziś ciepło się robi na jej wspomnienie. Czy wiecie, że Mama Vietnam zagrała w King Kongu? 🙂

Pagoda Bich Dong

Bich Dong to zespół zgromadzonych w jaskiniach świątyń, które otacza jeziorko (z liliami wodnymi w sezonie: maj-lipiec). Pagoda znajduje się na zboczu góry i jest bardzo malowniczym miejscem wartym odwiedzenia. Podczas naszych odwiedzin panował tam kameralny klimat, turystów było niewielu i można było poczuć „ducha” tego miejsca.

Rezerwat przyrody Van Long – Co zobaczyć na północy Wietnamu

Najbardziej popularnym miejscem na rejs w okolicy Ninh Binh jest Tam Coc i Trang An. My oczywiście musieliśmy poszukać czegoś bardziej kameralnego 🙂 i tak znaleźliśmy w internecie informacje o rezerwacje Van Long. Jest on położony pomiędzy wapiennymi szczytami i obejmuje podmokłe tereny porośnięte trzciną, dlatego jest popularny wśród obserwatorów ptaków. Można zobaczyć tutaj m.in. warzęchy i kropiatki. Ale nie tylko dla ptaków i ładnych krajobrazów się tutaj przyjeżdża. Rezerwat Van Long jest jednym z ostatnich dzikich schronień krytycznie zagrożonego, endemicznego dla Wietnamu gatunku langura delacour. To dlatego, że podmokłe tereny chronią je przed drapieżnikami i kłusownikami. Na terenie rezerwatu żyje podobno ok 120 osobników i nie jest łatwo je wypatrzyć, ale nam się udało!! Widzicie na skale tę czarną postać w „białych spodenkach”? 🙂

Faktycznie rezerwat Van Long jest zdecydowanie bardziej kameralny niż wspomniane wcześniej Tam Coc (gdzie akurat łódki nie kursowały z powodu pandemii) i Trang An (gdzie tylko minęliśmy kolejki ludzi). Wycieczka tam jest też tańsza. Podobno w standardzie wycieczki jest przepłynięcie przez kilka jaskiń. My wpłynęliśmy tylko do jednej (niesamowite wrażenie!) ale poziom wody był bardzo wysoki i musieliśmy zawrócić. Kiedy odwiedzaliśmy region Ninh Binh akurat przez większość czasu padało – klimat rezerwatu był czasami nawet trochę upiorny(ale piękny!). Można sobie tylko wyobrażać jak tam wygląda w słoneczny dzień. Van Long wyróżniają jeszcze zrobione z bambusa łódki – tutaj wiosłuje się rękami (nie nogami jak w Trang An). Podobno taka bambusowa konstrukcja lepiej sprawdza się na płytkich wodach.

Haiphong

Haiphong jest atrakcyjnym miastem Północnego Wietnamu, w którym czasami możecie poczuć się jak w Londynie. A przynajmniej tak nam kojarzyły się tamtejsze zabudowania. Znajdują się tam ładne bulwary, wiele stylowych kawiarenek i smaczne restauracje. Poza piciem kawy i przechadzaniem się po mieście w Haiphong nie ma zbyt wiele do roboty. Dla nas był to punkt przystankowy w trasie do Ha Long. Pogoda była zimna i deszczowa, więc też nie do końca mieliśmy chęci na dłuższe zwiedzanie. Może następnym razem? 🙂

Ha Long

Zatoka Ha Long o powierzchni 1500 km² skrywa ok. 2000 skalistych wysp i wysepek. Jest siedliskiem wielu gatunków zwierząt i roślin. Ludzie mieszkają tutaj na bambusowych tratwach i łodziach. Region ten wpisany jest na listę UNESCO i stanowi zdecydowanie jedną z największych atrakcji Wietnamu. Nie raz zachwycaliśmy się oglądając zdjęcia majestatycznych skał porośniętych bujną zielenią, wchodzących do krystalicznego morza na tle niebieskiego nieba. Niestety podczas naszej wizyty pogoda była bardzo pochmurna, więc widoki nie były aż tak imponujące.

Podobnie jak wcześniejsze miasto, Ha Long było dla nas krótkim przystankiem. Oprócz niekorzystnej pogody, rejsy po zatoce z powodu covid-u nie były dostępne. Spacerowaliśmy więc uliczkami miasta, w poszukiwaniu lokalności. Fakt, znaleźliśmy kilka fajnych knajpek dla tubylców, ale również masę śmieci i nieprzyjemne zapachy w pobliżu zatoki…

Zatoka Bai Tu Long

Była to już niemal końcówka naszej wyprawy. Cały świat żył covidem, kolejne turystyczne miejsca w Wietnamie zamykały się (mimo, że kraj ten naprawdę świetnie sobie radził – przez niemal 2 miesiące pandemii odnotowano tam tylko 11 przypadków choroby). Szukaliśmy miejsca, w którym możemy od tego tematu trochę odpocząć. Pojechaliśmy więc do zlokalizowanej na północny wschód od Ha Long zatoki Bai Tu Long. Zatoka ta jest zdecydowanie bardziej kameralna i mniejsza (jedynie 158 km² ). Znajdują się tutaj namorzyny, wyspy łupkowe, rafy koralowe i tropikalne lasy, a przede wszystkim gigantyczne wapienne góry wyrastające z krystalicznych wód. Dzięki temu, że jest tu znacznie mniej turystów niż w Ha Long, można mieć poczucie, jakby odwiedzało się zupełnie dziewiczy teren i w spokoju podziwiać piękno przyrody.

Przytoczymy tutaj ciekawą legendę dotyczącą obu zatok. Wietnam tysiące lat temu ciągle musiał walczyć z najeźdźcami z północy. Nefrytowy Cesarz rządzący niebem wysłał wówczas na ziemię Smoczą Matkę wraz z dziećmi, by pomóc w walkach. Warto zaznaczyć, że smok w Wietnamie jest potężnym i świętym stworzeniem. Po udaremnieniu ataku poprzez spalenie intruzów ogniem i szmaragdami z pysków, smoki postanowiły pozostać w świecie śmiertelników. Przyjęły ludzką postać, aby pomóc w rozbydowie kraju. Mówi się, że Ha Long jest ostatnim domem i miejscem spoczynku smoczej matki, zatoka Bai Tu Long jest obszarem, w którym pozostały jej dzieci, zaś piękne zielone wyspy tego regionu są szmaragdami, które zostały rozrzucone po wodach zatok w czasie walk.

Quan Lan – co zobaczyć na północy Wietnamu

Quan Lan jest kameralną wyspą, a większość jej obszaru pokrywa dziewiczy krajobraz. Niegdyś (XIw.) była w centrum ważnego szlaku handlowego między Wietnamem, Japonią, Filipinami, Tajlandią i Chinami. Dziś wiedzie się tu spokojne życie. Na wyspie znajdują się 3 przepiękne długie plaże, z których najpopularniejszą jest plaża Quan Lan (Bai Bien). Druga w kolejności to plaża Minh Chau. Cieszy się sławą wśród młodych par przyjeżdżających tu na miesiąc miodowy i sesje ślubne. Na plażach nie znajdziecie zbyt wiele palm. W większości otacza je piękny las sosnowy, piasek jest tutaj bardzo gładki, a ocean ciemnoniebieski. Jest rajsko!

Uznaliśmy, że na wyspę koniecznie musimy zabrać nasz skuter. Oj, zapakowanie go na łódź nie było łatwe, za to było kosztowne :). Nie wzięliśmy pod uwagę, że ze względu na przypływ i odpływ nie zjedziemy nim z łodzi na pomost, tylko będzie go trzeba przenosić ;). Mieliśmy chwile zwątpienia, ale udało się.

Dzięki skuterowi mogliśmy objechać całą wyspę, zajrzeć do świątyń, portów, lasów i na inne plaże, niż Bai Bien. To przy niej się zatrzymaliśmy w bardzo fajnym hotelu o klimacie homestaya (również chcemy Wam go polecić – Nam Phong Hotel). Nasi gospodarze spędzali z nami sporo czasu (a zwłaszcza ich rozkoszne córeczki, które kursowały rowerem wokół naszego stołu w trakcie posiłków 🙂 ) i wspaniale nam gotowali. Pierwszego dnia otrzymaliśmy wprawdzie chleb tostowy, dżem i pomidory. Jednak gdy tylko wytłumaczyliśmy, że bardzo nam zależy, aby jeść to co oni, zobaczyliśmy uśmiech na ich twarzach. Jakie za to szerokie były nasze uśmiechy, kiedy serwowali nam świeże krewetki, kalmary, rybki, tofu, omlety, zupy ze świezo nazbieranych wodorostów oraz niezliczone ilości ślimaków… mniam!

Nawet jeśli chcielibyśmy pójść do restauracji, to przez covid praktycznie wszystko było zamknięte, a jeśli akurat było otwarte, to nie chcieli nas tam przyjąć. Od pewnego czasu wszędzie musieliśmy tłumaczyć, że jesteśmy już 2 miesiące w Wietnamie i nie byliśmy w międzyczasie w Europie. Z tej wyspy wspominamy dosyć nietypową scenę. Kiedy szliśmy wioskową uliczką, z głośników sączyły się groźnie brzmiące ostrzeżenia o covidzie, a ludzie POZAMYKANI w domach zasłaniali usta/nos na nasz widok. Przykre to było doświadczenie, odnosiliśmy wrażenie, że Wietnamczycy byli mocno zastraszani przez swój rząd. Nie chcieliśmy wzbudzać wśród mieszkańców strachu, dlatego do wioski raczej nie zaglądaliśmy.

Po objechaniu praktycznie całej wyspy musimy przyznać, że mimo kumulujących się w niektórych miejscach śmieci, Quan Lan to jedyne miejsce w Wietnamie, gdzie widzieliśmy, że są one segregowane, a nie palone. Nie wiemy, co dzieje się z nimi później, ale segregacja to już na pewno dobry krok.

Mglista wyspa

Podczas naszej wizyty na Quan Lan praktycznie przez cały czas towarzyszyła nam mgła. Nie przysłaniała ona jednak ciepłych promieni słonecznych, ale tworzyła niezwykły klimat. Jednego wieczoru postanowiliśmy pójść po ciemku na plażę – do morza. Wierzcie lub nie, ale mieliśmy problem wrócić! Nie wiedzieliśmy w którą iść stronę, bo w pewnym momencie morze otaczało nas z każdej strony. Mgła sprawiała, że nie było widać NIC.

Jeśli będąc w okolicy Ha Long pragniecie spokoju i macie trochę czasu, serdecznie polecamy Wam kilka dni na tej wyspie. Odpoczniecie – gwarantujemy! Możecie nawet jak Jacek wybudować mini szałas na plaży, aby zaznać nieco cienia nie schodząc z cudownego piasku :). Uważajcie jednak na meduzy – napotykaliśmy takie o pokaźnych rozmiarach.

Hanoi

Kierując się z Quan Lan (z ponownym przystankiem w Ha Long) do Hanoi podziwialiśmy przepiękne, bujne zielone krajobrazy pól ryżowych. Nawet w deszczu wyglądały niesamowicie. Zobaczcie na jednym ze zdjęć jak ciekawie wygląda granica, gdzie kończy się dżungla/pola uprawne, a zaczyna miasto – bardzo malownicze połączenie.

Mówi się, że Hanoi jest jednym z najpiękniejszych miast kolonialnych Indochin. Przeszło wiele zmian od czasu otwarcia się na turystykę, ale pozostało przy swoim kameralnym klimacie. W mieście jest bardzo wiele interesujących miejsc do zwiedzania, niestety podczas naszego pobytu niemal wszystko było zamknięte (covid).

W centrum Hanoi znajduje się jezioro Hoan Kiem, wokół którego zbierają się turyści i mieszkańcy. Rano uprawia się tu gimnastykę, łowi ryby, spaceruje, modli… Na środku jeziora znajduje się Wieża Żółwia – Thap Rua, możecie ją zobaczyć pięknie podświetloną na nocnym zdjęciu.

Co w Hanoi jest bardzo ciekawe, to uliczki/ dzielnice poświęcone konkretnym sklepom czy rzemieślnikom. Były ulice mechaników, sprzedawców obuwia, słodyczy, jubilerów… Warto się nimi przespacerować obserwując jak zmienia się oferta.

Hanoi w czasie covid-u

W drugiej połowie marca w Hanoi w ekspresowym tempie zamykały się sklepy i restauracje. Ich pracownicy wracali do swoich rodzin na prowincję. Bywało tak, że mieliśmy problem ze znalezieniem posiłku, bo nawet jeśli knajpka była otwarta, to nie chciała przyjmować zagranicznych turystów. A nam szczególnie zależało właśnie na tych lokalnych jadłodajniach. Na szczęście udało nam się znaleźć punkt z przepysznym banh mi. Jakim cudem jeszcze wcześniej o nich nie wspomnieliśmy? Banh mi to tradycyjna wietnamska kanapka. Składa się z chrupiącej bagietki wypełnionej po brzegi warzywami, aromatycznym sosem i zwykle różnymi rodzajami mięsa. Dostępne są też wersje z tofu, jajkiem, czy grzybami. Na zdjęciu zobaczycie też tradycyjne bun cha – w wersji mięsnej oraz z wegetariańskimi sajgonkami. Ach, ile byśmy dali aby to teraz zjeść! Fakt, przygotowanie wietnamskich potraw w domu wychodzi nam całkiem nieźle 🙂 – taką kulinarną formę podróżowania też uwielbiamy!).

Na koniec mieliśmy problem z powrotem do kraju. Próbowaliśmy planów a,b,c,d i e :), w międzyczasie Polska zamknęła swe granice. Przedostatnim samolotem, który w ogóle wyleciał z Wietnamu wróciliśmy do domu przez Berlin. Mimo to ze wzruszeniem wspominamy tamten czas, tamto deszczowe, zimne Hanoi. Bardzo się cieszymy, że udało nam się zobaczyć tak wielki kawał tego kraju, zanim świat zamknął się na podróże. Nie udało nam się wybrać na górską pętlę Ha Giang. Mamy wielką nadzieję, że w niedalekiej przyszłości jeszcze się tam pojawimy, a Hanoi powita nas z otwartymi ramionami! 🙂

Wietnam – mapa trasy

Załączamy mapkę z zaznaczonymi miejscami, które odwiedziliśmy. Trudno we wpisach opowiedzieć o wszystkim :). Jeśli więc macie jakiekolwiek pytania to śmiało piszcie do nas maila (jacekanna@gmail.com), znajdźcie nas na FB/IG @magiaobrazu / @magiawpodrozy. Możecie też wysłać wiadomość przez formularz w zakładce kontakt. Również jeśli któreś zdjęcie lub zdjęcia szczególnie przypadły Wam do gustu i chcielibyście mieć je u siebie jako element wystroju albo wykorzystać w projektach – zapraszamy do kontaktu.

Dziękujemy wszystkim czytelnikom, którym udało się wytrwać do końca 🙂 Mamy nadzieję, że podoba Wam się Wietnam naszymi oczami. Tutaj znajdziecie opowieści z południowej części kraju. Jeśli macie jakiekolwiek pytania, czy wrażenia – skontaktujcie się z nami lub napiszcie komentarz pod postem. Będzie nam bardzo miło.

Zapraszamy Was również na nasze pozostałe podróżnicze opowieści (w przygotowaniu jeszcze Cypr, Czechy, Meksyk, Indie, a może nawet Bieszczady? 🙂 ):

Zobacz naszą pełną galerię fotografii: www.magiaobrazu.com

Skontaktuj się z nami:

– poprzez formularz kontaktowy

– pisząc na maila: jacekanna@gmail.com

– pod numerem telefonu: 608.712.019 (Ania) / 662.019.661 (Jacek)

Dołącz do nas na facebooku: www.facebook.com/magiawpodrozy i na Instagramie https://www.instagram.com/magiawpodrozy/

Jesteśmy również na Pinterest! Magia Obrazu

Dodaj komentarz

Twój email nigdy nie jest publikowany, czy udostępniany Pola obowiązkowe są zaznaczone *

plener slubny o wschodzie slonca, plener slubny, sesja slubna , plener slubnyi slask, sesja slubna slask, fotografia slubna slask, zdjecia slubne slask, fotografia slubna katowice, zdjecia slubne katowice, romantyczna sesja slubna slask, fotografia slubna czestochowa, zdjecia slubne zawiercie, zdjecia slubne bielsko, fotograf slubny katowice, zdjecia slubne katowice, fotografia slubna bielsko, oryginalny plener slubny, oryginalna sesja slubna, sesja slubna z autem, www.magiaobrazu.com, Anna i Jacek Bieniek,Skontaktuj się z nami
przez formularz
lub
kontakt@magiaobrazu.com
608712019